Ukladam w głowie wpisy co napisać, bo wydaje się przcież dopiero co pisałam a to już nieaktualne, bo tyle się dzieje…
Ula niestety ma szczęście do robaczków, które jak ugryzą to na początku zostawiają małą kropeczkę a kolejnego dnia odczyn na kilka centymetrów. Dwa razy Ulcia była pokąsana przez nieznane nam osobniki, nie były to komary, bo po nich są inne odczyny (łagodniejsze), na pająki też to nie wygląda, bo ukąszeń było zazwyczaj cztery – sześć, a pająki ponoć zostawiają maksymalnie dwa. Dalej nie odkryliśmy co to może być, podejrzenie pada na mini meszki, ale jak macie jakieś pomysły dajcie znać, bo te ukąszenia bolą i swędzą.
Koniec października Ula miała wyznaczony termin tomografii w Katowicach. Miałyśmy już umówiony nocleg, kupione bilety, umówioną kuzynkę, która miała mi pomóc w opiece nad Ulą (Aniu dziękujemy, za Twoją gotowość do pomocy DZIĘKUJĘ! ), ale w nocy Ulcia zaczęła kaszleć, rano doszedł katar. Paweł dzień wcześniej jakiegoś wiruska przyniósł z przedszkola… Ponieważ tomografia u takich maluchów jak Ulcia jest wykonywana w znieczuleniu ogólnym, do którego dziecko musi być bez jedzenia i picia min. 6 godzin i dodatkowo nie może też mieć kataru, zmuszeni więc byliśmy przesunąć termin badania. Kolejny wolny termin wypadł 12 listopada 2015.
Tym razem pojechała z nami babcia Uli, która potrafi wnusię skutecznie zagadać, żeby rano zapomniała o śniadaniu (musiała być na czczo a badanie o 9.30). Nocowałyśmy w akademikach w pokojach gościnnych. Ulcia zjadła obfitą kolację i jeszcze w nocy o 3 wypiła butelkę mleka, więc po przebudzeniu rano nie wspominała o jedzeniu ani piciu 🙂 Po wywiadzie z anestezjologiem, pielęgniarka zważyła Ulcię i założyła „motylka” czyli welflon. Potem Ula dostała „rozweselacz” i do wszystkich na sali pokazywała piękne ząbki z uśmiechem, ale jak tylko zniknęłam za drzwiami współpraca się skończyła:) Ula już nie chciała leżeć na stole do badania, dostała leki usypiające. Zaraz po badaniu trafiła do pokoju wybudzeń, jeszcze wiotka ale rączką trafiała na kroplówkę, którą próbowała sobie wyrwać. Musiałyśmy ze 2 godzinki spędzić w tej sali. Anestezjolog poczekałą z nami aż kroplówka zleci do końca i potem miał przyjść inny lekarz, żeby Ulci zdjąć motylka i wypuścić nas do domu. Ula z każdą chwilą odyskiwała energię i ciężko było ją utrzymać w łóżku, biorąc pod uwagę, że żadne książeczki nie wzbudziły jej zainteresowania. Bajki też w grę nie wchodziły, bo zasięgu za bardzo nie było, ale się udało. Wyczekiwała na pana który miał wyciągnąć welflon i jak tylko się pokazał Ula stanowczym tonem „pan- to (pokazując na welflon) wyjąć. Teraz”:))
Ula od infekcji w październiku cały czas miała wodnisty katar, laryngolog stwierdziła, że to wygląda na alergiczny niezyt nosa. Pediatra, dwa dni przed badaniem utrzymywała diagnozę, więc pojechałyśmy na badania. W akademiku było trochę kurzu, a ja nie podałam Uli leku odalergii, bo nie wiedziałąm czy może przyjmować go przed badaniem. To chyba tylko pogorszyło sytuację, bo zaczęła nam Ula pokasływać. Anestezjolog zaznaczyłą to w karcie ale badanie wykonali, a wieczorem po powrocie do domu okazało się, że Ulcię boli ucho. Nie obyło się bez wizyty na Nocnej Pomocy Lekarskiej – ostre zapalenie ucha środkowego i antybiotyk :((